Pierwszy raz w życiu nie witam Nowego Roku z wielkim zapałem i radością, po raz drugi od wielu lat witam go w domowych pieleszach, w dresach. O północy nie oglądam sztucznych ogni popijając szampana i nie składam życzeń bo tulę moje przestraszone dziecko. Wraz z nadejściem stycznia znika ta cudowna świąteczna atmosfera, kończy się grudzień pełen spotkań rodzinnych i imprez urodzinowych, bożonarodzeniowej magii. Wraz z nowym 2016 rokiem zaczyna się dla mnie odliczanie do 26... 27 stycznia wracam na dobre do pracy i to właśnie odliczanie mocno mnie przeraża. Styczeń 2016 to początek końca najpiękniejszego okresu w moim życiu, najpiękniejszego, aczkolwiek bardzo trudnego i pełnego wyzwań. Boję się tego powrotu bo nie będę mogła już być ze swoim synkiem tyle ile bym chciała, nie będę go tulić przed jego pierwszą drzemką i głaskać jego malutkiej główki spokojnie czekając aż zmruży oczy, nie będę chodzić z nim na długie spacery i poświęcać mu wystarczająco dużo czasu. Boję się bo opiekę nad nim będę musiała powierzyć obcej osobie, która teraz będzie mnie zastępować przez połowę dnia i która zamiast mnie będzie usypiała mojego synka, bawiła się z nim i chodziła z nim na spacery. Boję się bo czuję, że zostanie odebrana mi część życia którą bardzo pokochałam: poranki spędzone z Kubą, wspólne zabawy, przytulanie, wygłupy, wspólne spacery, wspólne bezstresowe życie, w którym nie muszę ciągle patrzeć na zegarek, taki słodki poukładany nieład. Boję się bo codziennie będę musiała być bez niego prze 8 h, a on beze mnie, a przecież odkąd się urodził byliśmy praktycznie nierozłączni. Boję się bo nie będę już mogła robić codziennie moich ukochanych zdjęć. A najbardziej boje się tego, że mój synek będzie się bał być tak długo beze mnie i że ciężko mu będzie się przyzwyczaić do obcej osoby.
Dzisiaj kiedy to piszę zostało mi jeszcze 25 dni, które postaram się wykorzystać jak najlepiej, 25 dni mojego cudownego, nie zawsze łatwego, od czasu do czasu frustrującego, słodkogorzkiego, pełnego uścisków, łez i chwil zwątpienia życia, cudownego okresu, który już nigdy nie wróci, w którym codziennie od roku uczyliśmy się z Kubą siebie nawzajem.
Postaram się wykorzystać ten czas jak tylko najlepiej się da...
A jak to wyglądało u Was drogie mamy? Bałyście się powrotu do pracy czy wręcz przeciwnie?
Trudne są takie rozstania. My, zdecydowaliśmy, że nie wracam jeszcze do pracy. Nie wyobrażam sobie tego, bo też praktycznie jesteśmy nierozłączni. Mam to szczęscie, że nie muszę wracać do pracy, że jeszcze trochę mogę pobyć z synkiem w domu :) Dlatego życzę,abyście trafili na cudowną osobę,która zaopiekuje się maluchem, jak najlepiej :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę...:( Dziękujemy :) Jesteśmy właśnie w trakcie poszukiwań i mam nadzieję, że zdążymy na czas. Pozdrawiam :)
Usuń