Witam z drugiej strony. Od zeszłego tygodnia jestem matką
pracującą, stąd też ta cisza na blogu. Powrót okazał się być nie tak drastyczny
jak się spodziewałam, obeszło się bez większej rozpaczy, łez i rwania włosów.
No dobra, może raz się zryczałam. Wiele się jednak zmieniło. Poranne wstawanie
o 5:00, do którego byłam w sumie przyzwyczajona z racji rannoptasiej natury
mojego syna okazało się być mordercze bez możliwości ucięcia sobie od czasu do czasu drzemki w ciągu dnia. Sama czynność chodzenia do pracy jest w sumie fajnym
oderwaniem od codziennych obowiązków, ale popołudnie mija tak szybko, że
kompletnie brakuje mi czasu na zrobienie czegokolwiek dla siebie, blogowanie czy
trening, nad czym bardzo ubolewam. Kiedy wracam do domu Kubuś jest już zazwyczaj
po drzemce, więc zrzucam tylko kurtkę i wpadam w wir zabawy z nim oraz
obowiązków, i tak już do 19 bo zazwyczaj o tej porze kładę go spać. Później
jestem już na tyle padnięta, że ograniczam się do ogarnięcia chałupy i
przygotowań do kolejnego dnia.
Stwierdzam szczerze, że mimo że rola matki na pełen etat
jest ciężkim orzechem do zgryzienia, na macierzyńskim, jeśli
człowiek dobrze się zorganizuje, ma więcej czasu na przyjemności, spotkania z
koleżankami, ploteczki przez telefon podczas spacerów, robienie zdjęć, pisanie
bloga, wieczorne treningi. Brakuje mi
tej godzinki dziennie tylko dla siebie, którą udawało mi się wygospodarować gdy mały spał. Brakuje mi tego, że mogłam wieczorem położyć
się z nieumytymi włosami i mieć to w wielkim poważaniu, mieć głęboko w dupie co narzucę na siebie następnego dnia. Teraz wszystko musi być
przygotowane wieczorem na tip top, wyprasowane, spakowane bo rano i tak jest mnóstwo rzeczy do zrobienia przed wyjściem. Zazwyczaj latam jak wariatka w rajstopach i staniku malując się, myjąc butelki, przygotowując jedzenie dla Kuby do momentu kiedy moje kochane dziecko nie zechce się jednak obudzić o tej 5:20 i potowarzyszyć mamusi w porannych zmaganiach.
Brakuje mi picia porannej kawy w dresie lub pidżamie patrząc jak Kubuś się
bawi, brakuje mi naszych wspólnych długich spacerów, porannych przytulasków, buziaczków i uśmiechów. Brakuje mi tego, że nigdy nie przejmowałam się
faktem, że już niedziela, koniec weekendu, że jutro trzeba znów wstać do pracy i przetrwać jakoś cały tydzień,
brakuje życia na ‘luzie’ jeżeli można to tak nazwać.
Najważniejszy jednak w tym wszystkim jest mój komfort
psychiczny jeśli chodzi o Kubę, który jest w dobrych rękach fajnej niani, z
którą od razu znalazłyśmy nic porozumienia i z którą Kubuś
bardzo dobrze się czuje.
A jak to jest u Was matki pracujące? Czy znajdujecie czas na
własne przyjemności i rozwijanie swoich pasji? Czy macie jakieś cenne rady a
propos dobrej organizacji dnia, którymi chciałybyście się podzielić?
Tutaj kończę swoje przemyślenia bo ledwo patrzę na oczy. W ten piątkowy wieczór nie pozostało mi nic innego jak tylko położyć się spać o 22 po jednej lampce wina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz